The Big Bang Theory

 Nigdy nie lubiłam sitcomów i nic nie wkurzało mnie bardziej niż podkładany śmiech widowni. Serial ma mieć porządną i nieprzewidywalną fabułę, dobrych aktorów, psychologiczną głębię i ma wciągać. Jeśli akurat brak psychologicznej głębi – na pewno dobrze widziani są „charakterystyczni” aktorzy typu Alexander Skarsgård, Ian Somerhald lub Jonathan Rhys Meyers 😉

Czasami mam takie dni, że wracam padnięta z uczelni lub jakiś innych zajęć i nie mam siły na nic. Nawet na czytanie (!) książek lub obejrzenie filmu. Jednak chciałabym oderwać się od wszystkiego. W takich momentach The Big Bang Theory (przetłumaczona niefortunnie na „Teorię wielkiego podrywu”) daje rozrywkę, poprawia humor i prowokuje głośne wybuchy śmiechu. Wystarczy tylko jeden odcinek (ok. 20 minut), żebym poczuła się „zresetowana” i pozbyła z głowy ciężkich myśli. To nie jest serial, który oglądam regularnie. To raczej taki mój czasoumilacz, po który sięgam, kiedy wszystkie inne metody zawodzą. Czasami potrafię obejrzeć z 5 odcinków pod rząd, ale zazwyczaj wystarczy mi jeden/dwa, czuję się naładowana pozytywną energią i działam dalej.

Dotąd obejrzałam 3 sezony  i powoli przygotowuję się na czwarty. Z opinii fanów serialu dowiedziałam się, że poziom sezonu czwartego jest dużo niższy od poprzednich, ale mam wielką nadzieję, że to tylko takie narzekanie, czy lekkie znudzenie serialem, jeśli się go ogląda regularnie. Pożyjemy, obejrzymy, zobaczymy 😉

The Big Bang Theory to opowieść o codziennym życiu czterech przyjaciół naukowców. Dla reszty zwyczajnych ludzi zwanych po prostu kujonami/frajerami (ang. nerds) z powodu ich „niemodnych” zainteresowań i hobby. To dorośli faceci zafascynowani nauką, komiksami,  serialami i filmami science-fiction. Nie imprezują, nie interesują się modą, popkulturą i są lekko oderwani od rzeczywistości. Zamieszanie w ich uporządkowanym życiu wprowadzi nowa sąsiadka – atrakcyjna blondynka Penny (Kaley Cuoco). Dziewczyna marzy o zostaniu aktorką i biega po castingach, jednak, żeby zarobić na utrzymanie pracuje jako kelnerka. Wszyscy faceci są pod jej wielkim urokiem (oprócz Sheldona), ale to Leonard (Johnny Galecki) naprawdę porządnie zadurzy się w dziewczynie i będzie się starał ze wszystkich sił zwrócić na siebie jej uwagę. Z kolei Sheldon (Jim Parson), żyjący we własnym świecie geniusz o przynajmniej kilku fobiach, będzie czuł zagrożenie dla swojego zapiętego na ostatni guzik świata. Howard  (Simon Helberg), mieszkający z matką i podkreślający na każdym kroku, że jest Żydem, mimo wielu kompleksów adoruje Penny najbardziej bezczelnie. W przeciwieństwie do Rajesha (Kunal Nayyar), który cierpi na dziwną przypadłość – nie potrafi wypowiedzieć ani słowa przy kobiecie, z czego nowa znajoma będzie się starała go wyleczyć.  Zderzenie dwóch światów to istne big bang dla bohaterów serialu. Tak jak od wielkiego wybuchu powstał wszechświat, tak od spotkania Penny i zaprzyjaźnienia się z nią powstała dla nich wszystkich specyficzna, czasami trudna, czasami zabawna, ale na pewno ważna więź, która przerodzi się w przyjaźń. Tak jak już wspomniałam ten serial jest dla mnie czasoumilaczem, ale mimo, że to produkcja komediowa to posiada prawdziwą aktorską perłę jaką jest Jim Parson (Sheldon). To bardzo trudne zagrać geniusza ze wszystkimi jego tikami, mimiką wyrzucając przy tym bardzo dużo fachowych naukowych słów na minutę. Sheldon to najlepsza postać z całego serialu, czasami reszta po prostu stanowi tło. Jego autystyczne nastawienie do świata, dziecinność kontrastująca z wielką wiedzą naukową, oschłość i jednocześnie tęsknota za uczuciami, a także masa denerwujących przyzwyczajeń i wyniosłość, sprawiają, że potrafię go na raz nie lubić, uwielbiać, współczuć, rozczulać się i mieć wielką ochotę nim potrząsnąć i nakrzyczeć.

Mimo świetnych wątków komediowych The Big Bang Theory daje widzom trochę więcej niż śmiech. Możemy zobaczyć specyficzne środowisko naukowców, którzy górują inteligencją nad resztą, ale też nie potrafią przystosować się do społeczeństwa. Rzadko rozumie ich ktoś „z zewnątrz”, dlatego Penny stała się dla nich takim oknem na świat. Po jakimś czasie sama zacznie się łapać na podobnych przyzwyczajeniach, czy odzywkach jak jej przyjaciele, ale to paradoksalnie sprawia, że ona też poznaje nowy, inny świat, który może się okazać nawet interesujący. Przede wszystkim dziewczyna uczy się nie oceniania ludzi po pozorach, bo ten wyglądający na kujona i dziwaka człowiek okazuje się w środku ciepły, sympatyczny i naprawdę wartościowy.

Polecam wszystkim The Big Bang Theory jako rozweselacz na trudne dni, ale też jako wgląd do trochę innego (co nie oznacza gorszego) świata. Jestem pewna, że po kilku odcinkach się uśmiejecie i choć na chwileczkę zapomnicie o problemach. Jednak muszę Was ostrzec – uważajcie, bo ten serial ma specyficzny i jedyny w swoim rodzaju urok, który bardzo wciąga! 🙂

P.S. Wszystkie zdjęcia pochodzą z tej strony – http://fuckyeahbigbangtheory.tumblr.com/

14 thoughts on “The Big Bang Theory

  1. Bazinga!

    Stanęłam w połowie czwartego sezonu, ale to nie oznacza porzucenie serialu. Czwarty sezon jest dla mnie trudny z powodu wprowadzenia Amy. Sheldon jest tak niepowtarzalny, że nowa koleżanka jest dla mnie jego nędzną karykaturą. Nawet nie wzbudza sympatii.

    Mimo to serial uwielbiam, jego bohaterów, absurd, komizm i elementy naukowe. Udzieliło mi się pragnienie zobaczenia Wielkiego Zderzacza Hadronów. ^^

    • Jestem bardzo ciekawa tej nowej postaci, ale naczytałam się już tylu narzekań, że się obawiam 😉 Sheldonowskie „Bazinga!” to po prostu mistrzostwo 😀 W ogóle cały Sheldon jest świetny 😉 Takiej postaci jeszcze nie było.

      • Bo aktorka nawaliła i jej postać zamiast dziwnej kobiety, przypomina robota (Sheldon pewnie jest przeszczęśliwy czytając te słowa). Już aktorka grająca Sugar Mottę w „Glee” z miejsca stała się idealna dla tego typu postaci, a widziałam z nią tylko jeden odcinek.

        Oglądaj, może Ty pokochasz Amy.]:->

  2. Już kilka osób polecało mi ten serial. Widziałam kiedyś fragment jednego odcinka, więc nie zdążyłam się wciągnąć, ale może wybiorę go, jako taki odmóżdżacz. Czasem mam tak, jak Ty – na książkę i film sił brak, wtedy idealnie sprawdza się kilkunastominutowy serial 🙂

    PS. Trzej panowie wymienieni na początku – ach, mile widziani zawsze 🙂

    • Zawsze i wszędzie 😉

      Żeby „wciągnąć” się w Big Bang Theory trzeba zapoznać się z postaciami 🙂 Wtedy docenia się żarty sytuacyjne i inne z pozoru nic nie znaczące wydarzenia. Pierwszy sezon nie był dla mnie jakimś mistrzostwem świata, ale przy drugim i trzecim można paść ze śmiechu 😉

  3. Słyszałam już gdzieś o tym serialu, ale prawdę mówiąc wtedy nie zwróciłam na niego baczniejszej uwagi.Ty natomiast bardzo mnie zainteresowałaś! Coś czuję, że dzisiejszy wieczór umili mi historia tych czterech panów. 😉 Zresztą sama również czasem wybieram serial, który wybaga od widza o wiele mniej aniżeli film. W ostatnim czasie zachwycałam się „Skinsami”, teraz niestety muszę trochę poczekać na nową serię.
    Chciałam również odpowiedzieć na Twoje słowa, które zostawiłaś u mnie (chodzi mi o Tristana i Izoldę). Przepraszam od razu za tak długi czas, jaki zajęła odpowiedź- mam trochę blogowych zaległości.
    Zgodzę się z Tobą, że historia Tristana i Izoldy jest nieporównywalnie piękniejsza od tej Shakespeare’owskiej, chociaż i ta mnie nie porwała. Po prostu, nie znalazłam w niej miłości, czułości… Jak już dzisiaj gdzies pisałam w moim odczuciu ważniejsze, uwypuklone było poświęcenie, śmierć, którą można było uniknąć aniżeli samo łączące ich uczucie… Za to język uwodzi! 🙂 A co do Twojego pytania, to nie, nie oglądałam jeszcze tej wersji. Koniecznie muszę nadrobić.
    Ślę uściski,
    Ala

    • Kocham Skins’ów! Bardzo mnie zaskoczyłaś, że Ty też. Kojarzysz mi się z „wyższą” literaturą i mnie zawstydzasz, że czegoś nie znam/ nie przeczytałam i nie mam na ten temat konkretnego zdania 😉 Oczywiście bardzo to lubię, bo sprawiasz, że się rozwijam ;]
      Pisałam kiedyś o Skinsach, więc jeśli chcesz się zaznajomić z moją opinią to zapraszam – https://przyjemnostki.wordpress.com/2011/01/20/skins/

      Pozdrawiam serdecznie 🙂

      • Ja również! Pamiętam, że kiedy przyjaciółka pokazała mi pierwszy odcinek, nie przespałam całej nocy i obejrzałam przygody całej pierwszej generacji. Naprawdę uwielbiam ten serial, a i chylę czoła scenarzystom, aktorom i wszystkim, którzy mieli jakiś udział w jego tworzeniu, bo wyróżnia się świeżością spojrzenia i podejściem, wśród tych wszystkich przesłodzonych amerykańskich wytworów. I pięknie piszesz o Skinsach, ja jednak nie potrafiłabym tak ubrać w słowa emocji, które zostały wzbudzone właśnie tym obrazem. Swoją drogą, jak oceniasz najnowszą, trzecią generację? 🙂
        I jej, nigdy nie pomyślałabym nawet, że ktokolwiek może połączyć moją osobę, moje czytelnicze gusta z „wyższą literaturą”! W moim odczuciu czytam za mało lektur z kanonu, tych wielkich arcydzieł, za mało poświęcam miejsca klasyce, co od jakiegoś czasu staram się zmieniać. Wyznam Ci nawet, że stworzyłam sobie małe postanowienie- poświęcać się tylko klasyce. Posiłkując się przeglądem chronologicznym literatury według Wikipedii, listą noblistów w tejże dziedzinie staram się zapełniać moją listę. I wiesz, czytanie klasyków, dzieł przetestowanych przez pokolenia czytelników przynosi mi niezwykłą frajdę i przyjemność, czystą przyjemność. Uwielbiam rozkoszować się tym dopracowanym językiem, którego teraz można ze świecą szukać. Ale rozpisałam się nie na temat, mam nadzieję, że mi wybaczysz 🙂 Wracam więc do „Greka…”, którego polecam Ci z całego serca. Sama natrafiłam na tą książkę podczas przeszukiwania pobliskiego, malutkiego antykwariatu i z pewnością bym się nią nie zainteresowała, gdyby nie zapiski któregoś z poprzednich czytelników, który (prawdopodobnie zagłębiając się w jej treść) wypisywał mnóstwo epitetów wychwalających jej treść. Że inspirująca, powalająca, głęboka, piękna i w ogóle cud, miód, malina! No więc przygarnęłam Kazantzakisa w lekko sfatygowanej okładce i odciągnąć się od niego nie mogłam. A Twoich wrażeń jestem szalenie ciekawa, więc jeśli będziesz miała taką możliwość to nie wahaj się i czytaj, bo naprawdę warto, jeśli lubi się takie powolutku snute historie, pełne magicznego, nieuchwytnego uroku 🙂
        Pozdrawiam, Ala

      • Alu,
        ja Skinsów też oglądałam po nocach, połykałam kilka odcinków na raz i byłam zachwycona tym realizmem i świeżością spojrzenia, jak to ujęłaś. Powoli zarażam coraz więcej ludzi wokół mnie tym serialem i bardzo mnie to cieszy 🙂 Całym sercem pokochałam pierwszą generację i nie mogłam przeboleć, że znikają po dwóch sezonach. Z wielką rezerwą podchodziłam do drugiej, ale ich też pokochałam! Jeśli chodzi o trzecią, to oni nie skradli mi serca. „Coś” poruszyło się dopiero w finałowym ostatnim odcinku piątego sezonu i ciężko mi się czeka na nowe odcinki.
        Jeśli chodzi o klasykę to ja też rozkoszuję się przede wszystkim słownictwem, bogactwem językowym i tą specyficzną atmosferą. Obecnie czytam jej trochę za mało. Nad takimi książkami trzeba się skupić, przemyśleć, a tego nie da robić się w drodze na zajęcia w tramwaju. Na pewno przeczytam „Greka Zorbę”. Tak jak napisałam u Ciebie, przy najbliższej wizycie w bibliotece go wypożyczę.

        Pozdrawiam cieplutko 🙂

  4. Bazinga!

    Big Bang jest genialny:) Oglądałem 4 sezony po 2 razy a niektóre odcinki i częściej:) Serial to świetny rozweselacz. Towarzyszy mi nieodmiennie kiedy jestem chory, struty i niewiadomo co jeszcze:) Nawet na kaca jest dobry:) Hit:)

Dodaj odpowiedź do chaberie Anuluj pisanie odpowiedzi