Third Star – „If this was heaven, I’d be pretty fucking chuffed”

Są filmy, które podobają się nam ze względu na estetykę, grę aktorską, widowiskowość, dobrze opowiedzianą historię. Są też filmy, które zachwycają emocjami, jakie w nas wywołują. Taka jest właśnie „Trzecia gwiazda”. Robi bałagan w nas samych, zmusza do zadania poważnych pytań i sprawia, że moralność nie jest czymś stałym. Aby móc w pełni nazwać się człowiekiem, musimy nauczyć się żyć według naszych zasad. Nie sztuką jest kierowanie się zakazami i nakazami, dogmatami i rytuałami. Sztuką jest odnaleźć własną wolność w plątaninie dobra i zła jakim jest człowiek. Wolność, która nikogo nie krzywdzi.

 James ma 29 lat i wie, że nie dożyje 30. Rak trawi jego ciało, na ból działa już tylko morfina, a codzienność stała się nieznośnie zależna od innych ludzi. Zdaje sobie sprawę ze swojego szczęścia – ma bliskich, którzy się nim zajmują i są zawsze obok. Jednak ta straszliwa bliskość śmierci, litość w oczach kochanych osób, specjalne traktowanie sprawia, że James chce po raz ostatni poczuć się wolny i przeżyć przygodę. Trzech przyjaciół zgadza się wybrać z nim na wycieczkę do jego ulubionego miejsca na Ziemi – zatoki Barafundle. Nie jest to miejsce, gdzie można dotrzeć samochodem. Czterech mężczyzn wyrusza w podróż, która będzie nauką przyjaźni, szczerości, bólu i odchodzenia.

 

Czytałam opinie w internecie, że ten film powstał dlatego, że nastała „moda na filmy o umieraniu”. Tak wypowiadać mogą się tylko szczęśliwi w swojej głupocie ludzie, którzy nie doświadczyli śmierci bliskiej osoby lub bliskości straszliwej choroby, jaką jest rak.  Psycholodzy naiwnie nazywają to stadium umierania (zaprzeczanie, żałoba itd.) próbując po raz kolejny wciskać do jednego worka tak intymne doświadczenie, jakim jest śmierć. Tak naprawdę wszystko zależy od konkretnej osoby i jej bliskich. Okrutnym jest stwierdzenie, że u każdego wygląda to tak samo. To bardzo delikatny temat i trudno ubrać taką historię w film nie popadając w patos. „Third star” to bardzo dobry film. Niczego nie było tu za dużo, czy za mało.

Benedict Cumberbatch to wielki aktor. Wiedziałam, że jest bardzo dobry, ale główną rolą w Trzeciej Gwieździe przeszedł samego siebie. Jego fizyczność, mimika, głos, emocje – to wszystko współgra ze sobą w tak idealny sposób, że wierzymy w jego postać od początku do końca.

Obejrzyjcie ten film dla chwili zastanowienia nad własnym życiem i wartością Waszych przyjaźni. Zastanówcie się, czy są obok Was ludzie, dla których zrobilibyście to, co zrobili przyjaciele dla Jamesa. Jednak przede wszystkim pomyślcie o tym, czy Wy jesteście warci poświęcenia czasu, wygody, moralności. Jeśli tak to gratuluję.

* Zdjęcie pochodzi ze strony –> http://third-star.tumblr.com/