O moim uwielbieniu dla twórczości Murakami’ego wiecie od dawna. Nikt tak pięknie nie pisze o codzienności tworzącej życie, jak Haruki w „Norwegian Wood”. Prędzej, czy później musiałam obejrzeć ekranizację…
To bardzo estetyczny film, piękna zdjęcia, dobrze dobrana muzyka i aktorzy i… to by było na tyle.
Naprawdę nie wiem czyja to jest wina, że taka historia na ekranie jest po prostu nudna i mdła. Opowieść dłuży się niesamowicie, rozterki bohaterów wydają się strasznie spłycone w porównaniu z postaciami książkowymi. Całość jest jakby mało istotna, za bardzo cielesna, za mało duchowa. Zdawałam sobie sprawę, że specyficzną atmosferę powieści Murakami’ego trudno będzie zobrazować. Niestety, ale prawda jest taka, że ta historia bez słowa pisanego, bez ukazania przeżyć wewnętrznych bohaterów jest po prostu odarta z całego uroku i wartości. Obawiam się, że żaden reżyser nie będzie w stanie stworzyć satysfakcjonującej ekranizacji którejkolwiek z książek Murakami’ego.
„Norwegian Wood” na ekranie to wyjątkowo piękna nuda. Szkoda, bo książka jest niesamowita i zapada w pamięć na długo.
* Zdjęcia z filmu pochodzą ze strony http://www.filmweb.pl/film/Noruwei+no+mori-2010-489884/photos